O musicalu, który podbił świat
Agencje prasowe doniosły o tragicznej śmierci Nayi Rivery, znanej z bardzo popularnego przed kilkoma laty serialu muzycznego Glee. To już trzecia osoba z obsady tej produkcji, która straciła życie w szokujących okolicznościach. Prasa plotkarska rozpisuje się o fatum ciążącym nad aktorami z Glee. W marcu tego roku minęło pięć lat od zakończenia jego emisji.
O fenomenie Glee pisano wiele razy. Rozłożona na odcinki opowieść o perypetiach licealnego chóru z Ohio zawładnęła sercami widzów niemal z całego świata. To nie był jeszcze jeden typowy młodzieżowy serialik, rozgrywający się w realiach amerykańskiego liceum. Jego bohaterami uczyniono bowiem szkolnych freaków, zepchniętych na margines i wyśmiewanych, którym homoseksualizm, odmienny kolor skóry czy niepełnosprawność nie przeszkodziły w spełnianiu marzeń.
To serial lekki, zabawny, pełen trafnych obserwacji, ciepły, momentami bardzo intymny i wzruszający do łez. To hołd złożony wszystkim odmieńcom, którzy się nie poddają, którzy pozostają sobą na przekór prześladowcom, którzy swój ból i cierpienie potrafią przekuć na coś dobrego i pozytywnego.
Możecie się ze mnie śmiać czy mówić, że to infantylne. Ja, dorosły facet, płakałem w czasie wielu odcinków. Może dlatego, że sam od zawsze byłem i nadal jestem jednym z takich nieprzystosowanych i niepasujących do reszty odmieńców, któremu jednak w końcu, na jakimś tam etapie życia, udało się osiągnąć malutki sukcesik. Podobnych do mnie dziwaków było i jest więcej. Glee to tak naprawdę opowieść o wielu z nas.
Lubiłem Santanę Lopez, która zupełnie nieoczekiwanie – także dla samej siebie – zakochała się w koleżance z serialowego chóru. Santanę przez sześć sezonów Glee grała Naya Rivera, której ciało 13 lipca wyłowiono z jeziora w Kalifornii. Aktorka wypadła z łódki, osierociła czteroletniego syna. Miała 33 lata.
Kibicowałem Finnowi Hudsonowi, który był całkiem niezły w sporcie, ale swoje przeznaczenie odkrył w śpiewie. Jego rolę odtwarzał Cory Monteith. Aktor w prawdziwym życiu zmagał się z uzależnieniem od narkotyków. Przedawkował 13 lipca 2013 roku w hotelowym pokoju w Vancouver. Miał 31 lat.
Rozśmieszał mnie wiele razy Noah „Puck” Puckerman. Aktor Mark Salling, który wcielał się w jego postać, miał naprawdę talent. Niestety, wszystko, co osiągnął, przepadło bezpowrotnie, gdy w 2015 roku policja aresztowała go za posiadanie pornografii dziecięcej. Wiele osób było w szoku. Mężczyzna przyznał się do winy, zawarł ugodę z sądem, a w styczniu 2018 roku – na kilka tygodni przed ogłoszeniem wyroku – popełnił samobójstwo niedaleko swojego domu w Kalifornii. Miał wtedy 35 lat.
Dziś już mało kto o tym pamięta, ale warto podkreślić, że początki Glee były niewiarygodnym pasmem globalnych sukcesów, nie tylko komercyjnych. Serial dwukrotnie zdobył Złotego Globa w kategorii najlepszego serialu komediowego. Dwa razy wyróżniono go też nagrodą Gay & Lesbian Alliance Against Defamation. Produkcję chwalono za przełamywanie stereotypów, za podejmowanie dyskusji na temat rasizmu, homofobii, macierzyństwa nieletnich czy wreszcie stosunków rodzinnych. Serial emitowano w większości krajów na świecie. Po śmierci Cory’ego, do której doszło między trzecim a czwartym sezonem, produkcja nieco podupadła, a nowe postaci wprowadzone przez scenarzystów już tak nie bawiły ani nie wzruszały. W efekcie zaczęła też stopniowo spadać oglądalność. Nie zmienia to faktu, że pierwsze trzy sezony były serialowym majstersztykiem. I zawsze będę do nich chętnie wracał.













Naya podobno ratowała swojego synka przed utonięciem. Jemu pomogła ale nie miała już siły aby uratować też siebie. Straszna tragedia…