Gdy się miało szczęście, które się nie trafia

Jak długo można żyć bez powietrza?

Miałem jakieś dwadzieścia dwa lata, a on – mniej więcej trzydzieści pięć. Dzieliła nas przepaść, ale nie z powodu wieku.

Wciąż powtarzasz, uparcie i skrycie.
Patrzysz w okno i smutek masz w oku.
Przecież mnie kochasz nad życie.
Sam mi mówiłeś przeszłego roku…

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza.

Gdy się miało szczęście, które się nie trafia,
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko, tylko fotografia,
to – to jest bardzo mało…

Powiedziałeś mi: kiedy do mnie piszesz,
nie wystukuj wszystkiego na maszynie.
Dopisz jedną linię własną ręką,
kilka słów, doprawdy nic wielkiego.
Tak tak tak

Wciąż się śmiejesz, lecz coś tkwi poza tym.
Patrzysz w niebo, na rzeźby obłoków…
Przecież ja jestem i niebem, i światem.
Sam mi mówiłeś zeszłego roku…

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza.

Piosenek Ewy Demarczyk, między innymi właśnie tej, skomponowanej do dwóch wierszy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, słuchał namiętnie pewien mężczyzna, którego poznałem wiele lat temu na polskim wybrzeżu – tak to ujmijmy ogólnikowo. To były czasy, gdy płyty kompaktowe dopiero zdobywały popularność, a on już miał w wersji cyfrowej nie tylko nagrania „panny Madonny”, ale także Grechuty i wielu innych. Wtedy wydawało mi się to nieszkodliwym dziwactwem (Demarczyk i Grechuta, nie płyty kompaktowe). Na swoje usprawiedliwienie mogę napisać tylko tyle, że miałem wtedy jakieś dwadzieścia dwa lata, a on – mniej więcej trzydzieści pięć. Dzieliła nas przepaść, choć nie z powodu wieku. Teraz, po latach, wydaje mi się, że jego ówczesną desperację, bo to zdecydowanie była desperacja, rozumiem o wiele lepiej.

Zaś o piosenkach Ewy Demarczyk przypomniałem sobie przez przypadek, gdy porządkowałem zawartość kartonowych pudeł, do których chowam różne cenne pamiątki. W jednym z nich znalazłem stare płyty. I nagle uświadomiłem sobie, że minęło całkiem sporo czasu, odkąd żyję bez powietrza – z powodzeniem zresztą, jak widać. No, powiedzmy, że z powodzeniem. Zdaje się, że pobiłem rekord ustanowiony swego czasu przez wspomnianego trzydziestopięciolatka. Gdyby się jakimś cudem o tym dowiedział, pewnie wcale nie byłby zaskoczony.

Dodaj komentarz