Szansa na normalność

Czy pandemia może mieć na niektóre sprawy dobry wpływ?

– Świat nie będzie już taki jak dawniej – powtarzają różni ludzie. I mają rację, ponieważ po uporaniu się z koronawirusem wiele w naszym otoczeniu się zmieni. Interesujące jest to, że politycy, komentatorzy czy analitycy w swoich wywodach dotyczących obecnej i przyszłej sytuacji koncentrują się – nie licząc kwestii ochrony zdrowia i życia – prawie wyłącznie na sprawach ekonomicznych i finansowych. Bez przerwy słyszymy i czytamy o stratach, jakie poniosły do tej pory lub poniosą w najbliższym czasie różne branże, o tym, jaki będzie faktyczny wpływ pandemii na gospodarkę, a także czy uda się choćby częściowo utrzymać zakładany wcześniej wzrost gospodarczy. No właśnie – wzrost…

Nie ja jeden zauważyłem, że od co najmniej kilku dekad prawie wszędzie na świecie wartością najwyższą i absolutną jest wzrost. To słowo jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Liczy się tylko jedno – aż do absurdu: jak największa produkcja przy jak najmniejszych kosztach, jak największa sprzedaż, no i – rzecz jasna – jak największe zyski. Wszystkiego ma być coraz więcej i więcej, wszystko musi się nieustannie „rozwijać”, a zwykli ludzie mają bez przerwy i jak najwięcej kupować, wręcz do upadłego. Całe życie, cały sens istnienia podporządkowany maksymalnej konsumpcji.

I nagle pojawia się niewidzialny wróg w postaci groźnego wirusa. Na początku wszyscy się śmieją i lekceważą nowe zagrożenie. Żyją tak jak do tej pory, bawią się, imprezują, jadą na wycieczki na drugi koniec świata. – Przecież biuro podróży nie odwołało wyjazdu – argumentują. No jasne, że nie odwołało, po co miałoby to robić, dla biura liczy się jedynie zysk, tylko głupi by rezygnował z szansy (być może ostatniej) na jakiś zarobek.

– Pandemia nie jest powodem, by odmawiać sobie zakupu nowego samochodu – przekonuje w wywiadzie dla jednej z gazet pewien butny ekonomista. A ludzie zdają się w te brednie wierzyć. W sklepach, centrach handlowych, na ulicach, w pubach i barach wciąż jeszcze tłumy, ale ci nieliczni, co uważnie śledzą doniesienia ze świata i potrafią samodzielnie wyciągać wnioski, mają świadomość, że za kilka dni także i tutaj wszystko się zmieni. I tak właśnie się dzieje. Z dnia na dzień zostają zamknięte szkoły oraz wszystkie miejsca rozrywki, potem granice państwa, a także prawie wszystkie sklepy w galeriach handlowych. Ulice się wyludniają, bo władze apelują, by w miarę możliwości zostać w domach. Chociaż nadal nie wszyscy tych apeli słuchają. – Na coś w końcu trzeba przecież umrzeć – mówią niektórzy ze śmiechem i na bezczelnego idą do sklepu po fajki lub wódkę. Gdy po kilku następnych dniach władze przestają apelować i wprowadzają powszechny zakaz wychodzenia z domu poza paroma ustalonymi przypadkami, nawet do tych najbardziej opornych zaczyna powoli docierać, że to nie przelewki. Tylko jak tu wytrzymać całą dobę w czterech ścianach? I do tego przez tyle czasu. Aż do świąt!

Paradoksalnie ta przymusowa izolacja społeczna wcale nie musi być czymś złym. Co więcej – w pewnych przypadkach jej wpływ na nas może się okazać zbawienny. Mamy bowiem oto wreszcie okazję na uporządkowanie swoich spraw. Warto z tej szansy skorzystać. Możemy zwolnić i przynajmniej przez jakiś czas nie myśleć o pracy, o pieniądzach, o tym, co koniecznie trzeba kupić, co zrobić, gdzie trzeba pojechać. Możemy nareszcie wyciszyć umysł i zastanowić się nad tym, co jest naprawdę ważne w naszym życiu. Okoliczności jak najbardziej takim refleksjom sprzyjają.

Z perspektywy zwykłego człowieka ta ogólnonarodowa kwarantanna, ten wymuszony przestój prawie całego państwa, może mieć wpływ zbawienny jeszcze pod innym względem. Może dzięki temu przestojowi zostanie przywrócona równowaga tam, gdzie równowagi od dawna nie ma, gdzie wszystko postawiono na głowie, gdzie liczy się wyłącznie wspomniany na początku wzrost i maksymalny zysk. Tam, czyli gdzie? Ano choćby na przykład w tak zwanej branży reklamowej, w agencjach zajmujących się „eventami”, w wielkich ligach piłkarskich, w świecie celebrytów czy w galeriach handlowych. W tych wszystkich wymienionych przeze mnie miejscach oczywiście liczą teraz straty, ale prawdę powiedziawszy wcale mi tych branż nie żal. Sądząc po niektórych opiniach publikowanych w sieci – nie mnie jednemu. Akurat w tych kilku wspomnianych oraz innych przypadkach pandemia może zadziałać oczyszczająco. Może pozbędziemy się tego zbędnego w codziennym życiu balastu, tego, co zakłócało dotąd nasz spokój. Może będziemy mieli szczęście i na przykład zniknie większość reklamowego syfu atakującego z każdej strony i wzbudzającego w nas sztuczne potrzeby. Może wreszcie zejdą nam z oczu żałośni ludzie znani tylko z tego, że są znani, wraz ze swoimi plastykowymi problemami i gównianymi imprezami z obowiązkowym pozowaniem na ściankach. Może nadarzy się szansa na zreformowanie zawodowego sportu, który od dawna z prawdziwym sportem nie ma niczego wspólnego. Może odzyskamy centra naszych miast, zniszczone przez wielkie obiekty handlowo-rozrywkowe.

Może mamy szansę na trochę normalności.

Dodaj komentarz