Zapobiec tragedii

Czy zamachowcy mogą uderzyć wszędzie?

Nie trzeba specjalnie uważnie śledzić aktualności ze świata, by uświadomić sobie, że w połowie tego roku w krótkim czasie doszło do wyjątkowo wielu zamachów terrorystycznych zorganizowanych przez islamskich fanatyków. Orlando było pierwsze i nie ukrywam, że to, co się tam stało, bardzo mocno przeżyłem. Potem przeprowadzono zamach bombowy na lotnisku w Stambule. Ale dopiero po tragedii na promenadzie w Nicei, gdzie szaleniec związany z ISIS wjechał ciężarówką w świętujący tłum i zabił ponad 80 osób, przeczytałem coś, co mnie bardzo zdziwiło.

Nicea pozbawiła nas ostatniego złudzenia. Zdecydowani na wszystko zamachowcy mogą uderzyć w każdym miejscu. Nie ma przeciwko nim żadnych środków zaradczych.

To słowa jednego z komentatorów niemieckiego dziennika Frankfurter Allgemeine Zeitung, zacytowane przez Interię. Czy rzeczywiście nie ma żadnego sposobu? Portal queer.pl oburzył się – i słusznie – wypowiedzią szefa polskiego MSZ Mariusza Błaszczaka w sprawie tragedii w Nicei.

Jakie wnioski zostały wyciągnięte po zamachach terrorystycznych w Paryżu? Zorganizowano marsze, malowano kwiatki na chodnikach w różne kolory, kredkami o kolorach całej tęczy. Dla mnie jest to bardzo wyraźne nawiązanie do LGBT. Po zamachach terrorystycznych rozpłakała się pani Mogherini, wysoki komisarz UE ds. międzynarodowych. Czy to jest odpowiednia reakcja? Moim zdaniem nie.

Wypowiedź jest skandaliczna, to nie ulega wątpliwości. Trzeba być człowiekiem zupełnie pozbawionym empatii i wykazywać wyjątkowo dużo złej woli, by insynuować, że środowiska LGBT mogą ponosić jakąkolwiek część odpowiedzialności za szerzący się w ostatnim czasie terroryzm, a także by drwić sobie z ludzi w żałobie, protestujących w marszach przeciwko nienawiści i przemocy.

Jest natomiast jedna rzecz, która od ponad miesiąca, czyli od czasu Orlando, nie daje mi spokoju. Nie jestem żadnym wielkim specjalistą od zabezpieczeń ani tym bardziej od terroryzmu, jednostki SWAT czy podobne widziałem tylko na filmach, nie chcę się też wypowiadać na temat Stambułu czy Nicei, bo za mało wiem o tamtych wydarzeniach. Wciąż jednak zastanawiam się, czy strzelaniny w Pulse dało się w jakikolwiek sposób uniknąć. Po tragedii w Orlando oczywiście ponownie rozgorzała w Stanach dyskusja na temat ograniczenia dostępu do broni. Uważam, że nie tędy droga. W Europie legalny zakup broni jest przecież bardzo utrudniony, a mimo to w niczym to nie przeszkodziło zamachowcom, którzy jesienią ubiegłego roku ostrzelali z karabinów ludzi w paryskich kawiarniach. Zresztą zamachowiec z Orlando kupił broń legalnie, tłumaczył się z tego w CNN Bogu ducha winny właściciel sklepu z militariami.

W żadnym z artykułów, w żadnej relacji telewizyjnej nie znalazłem najmniejszej wzmianki o tym, czy Pulse miał jakąś ochronę. Wydawałoby się, że powinien mieć, skoro to nocny klub gejowski. Wiadomo, że lokal miał dwa wejścia: główne i tylne. Zamachowiec dostał się do środka od tyłu. Z całym arsenałem broni palnej i przez nikogo nie niepokojony. Czemu, na miłość boską, nikt tego wejścia nie pilnował? Czemu w ogóle było ono otwarte dla ludzi spoza personelu? Czemu na wszelki wypadek nie zatrudniono w klubie jednego czy dwóch ochroniarzy, którzy na co dzień po prostu zajmowaliby się pilnowaniem porządku i którym być może – tylko być może – tamtej nocy udałoby się wychwycić podejrzanego osobnika. Brak wyobraźni? Naiwność? Zbytnia wiara w to, że w razie czego zawsze można zadzwonić po policję? Nie mam pojęcia, wiem natomiast, że u nas chyba nie ma ani jednego klubu – gejowskiego czy zwykłego – który nie miałby ochrony. Może dlatego, że zanim w razie czego na miejsce przyjechaliby nasi dzielni, ale słabo opłacani mundurowi, prawdopodobnie byłoby już po wszystkim i nie byłoby kogo ratować.

A propos policji: gdzieś, bodajże w NBC, mignęła mi informacja, że amerykański Departament Sprawiedliwości przeprowadzi ocenę działań policjantów z Orlando, między innymi zweryfikuje, czy byli odpowiednio przygotowani do reagowania w takich sytuacjach oraz czy zastosowali właściwą taktykę. Zapewne jest to odpowiedź na zarzuty niektórych osób, że policja z Orlando zbyt długo zwlekała z podjęciem działań w czasie, gdy zamachowiec trzymał zakładników w jednej z toalet klubu. A trwało to około trzech godzin, bo atak rozpoczął się około drugiej w nocy miejscowego czasu, zaś szturm antyterrorystów nastąpił dopiero koło piątej nad ranem. Ciekawy jestem, co wyniknie z tej oceny.

Tymczasem wczoraj, czyli w sobotę, w sali koncertowej The Abbey w Orlando świętowano 12-lecie istnienia klubu Pulse oraz złożono hołd tym, którzy ponad miesiąc temu stracili życie w czasie Latin Night. Być może, chociaż raczej w to wątpię, w The Abbey był także Junior Akosta, któremu 12 czerwca udało się ujść z życiem. Chłopak kilka dni temu po raz pierwszy od czasu zamachu był w pobliżu klubu Pulse. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, ile siły i odwagi od niego to wymagało.

Dodaj komentarz